niedziela, 18 stycznia 2009

Pytasz, czy byłem w wojsku, byłem, a jakże. Dwa lata bez dwóch tygodni.

Twoje pytanie wywołało stare wspomnienia.

Zacznę od tego, że zanim mnie wcielono do armii w celu odbycia zaszczytnego obowiązku dla kraju, kolega poradził, abym korzystał z każdej okazji i zgłaszał się do różnych rzeczy, choćbym się na nich nie znał.

Tak też się stało, ale o tym później, teraz o początkach.

Było to w kwietniu. Pierwszego dnia, po nie zjedzonej kolacji, bo była komenda smacznego i… no waśnie zaczęły się wolne rozmowy przy kolacyjce, a tu nagle rozkaz „kończyć jedzenie” i tuż zaraz „koniec jedzenia, zbiórka przed stołówka” i powrót do miejsca zakwaterowania, czyli do namiotów zwanych hangarami.

Potem był wieczór i biedne maminsynki padliśmy na nasze polowe łóżka i zaraz posnęliśmy. Na chwilę, bo po paru minutach ogłoszono pobudkę i zarządzono robienie porządku w namiotach, układanie mundurów w kostkę itp.

Całą noc padał deszcz. Rano pobudka, deszcz siąpi, zimno jak cholera, a tu każą nam wyjść na zewnątrz w samych koszulkach i rozpoczęła się poranna zaprawa, w błocie, na nogach wojskowe buty, dla nieprzyzwyczajonych ciężkie jak jasna cholera, teraz jeszcze oblepione błotem, horror. I tak 25 minut, i tak co dziennie.

Na dodatek, co rano zakładaliśmy mokre mundury (cały czas padało), bo przecież w namiotach nie miały szans aby wyschnąć.

No i tak gdzieś po 2 tygodniach na porannej zbiórce pojawił się dowódca administracji koszar z pytaniem, kto zna się na betonowaniu. Oczywiście, wietrząc możliwość jakichś luzów, natychmiast się zgłosiłem. Nie miałem zielonego pojęcie, z czego się robi beton. Rozmowę o szczegółach wyznaczono mi na dzień następny, więc najbliższej wolnej chwili, wiele ryzykując, oddaliłem się od pododdziału i udałem się w odległy koniec jednostki, gdzie widziałem ogrodnictwo. Tam stary ogrodnik wszystko przystępnie mi wyjaśnił, wyposażył mnie w drewniane narzędzia, które zastąpiły teodolit, czy jak tam się fachowo ten sprzęt nazywa. Tak czy inaczej resztę poborówki spędziłem, poza krótką przerwą na naukę marszu defiladowego do przysięgi, jako kierownik budowy. Wybudowałem ręcznie wraz z innymi żołnierzami ok. 3-4 kilometrów betonowych dróg w jednostce.

Wracając jednak do codziennego życia, to wiesz nie było ono łatwe, jak się domyślasz.

Tu muszę wspomnieć o rannych ablucjach, szczególnie zaś warto wspomnieć golenie, bo było dość głośne, ze względu na brak czasu golono się na sucho i było słychać takie charakterystyczne chryp, chryp, chryp.

Dodam, że byłem w plutonie chemicznym, dwa letnie poligony chemiczne, jeden zimowy, w lutym, pod namiotami oczywiście i bez bieżącej wody, za to z zamarzniętym strumykiem pod bokiem no i oczywiście śpiew w maskach. Było to pod koniec lat 60-tych w jednostce liniowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz