niedziela, 1 lutego 2009

Cd.

Zastanawiasz się jak wyglądało jedzenie.

Pamiętam o tych michach do jedzenia, pamiętam czym wycierało się stoły po jedzeniu? Pamiętam, że złamana łyżka, to było wykroczenie przeciw BHP, bo można się w palec ugryźć? Stoły wycieraliśmy chlebem, który następnie wraz ze zlewkami wędrował do koszarowych świń. Nic się nie marnowało.

Skoro mowa o stołówce, przypomniało mi się zabawne wydarzenie. Mieliśmy w jednostce sierżanta - służbistę, służbistę do tego stopnia, że jego własne dzieci meldowały się telefonicznie z prośbą o pozwolenie pójścia na podwórko, sam słyszałem.

Przy wejściu do swojego pododdziału wywiesił hasło "Witamy was" a wewnątrz "Mamy was".

Wracając jednak do owego wydarzenia. Szedłem sobie grzecznie na stołówkę, tuż przed kolacją, w trampeczkach, z pasem we wiadomym miejscu i spotykam sierżanta, któremu grzecznie mówię "dzień dobry", na co ów służbista z buzią do mnie, że mundur nieregulaminowy, że nie było odpowiedniego kroku z przybiciem itp i w związku z tym rozkazał mi przejść obok siebie 20 razy odpowiednio oddając honory.

No przeszedłem tylko raz regulaminowo, a następnie błyskawicznie skręciłem za stołówkę, kuchnie, gdzie stały puste kotły parowe (odłączone, bo to było na zewnątrz) i wlazłem do jednego z nich, zamknąłem pokrywę i czekałem na ciąg dalszy.

Co się działo, biegał, szukał, wołał, straszył sądem, wezwał do pomocy żołnierzy, szukali wszędzie tylko nie tam gdzie trzeba. Żołnierze robili to rozmyślnie, bo nikt go nie lubił. Nikt mnie nie znalazł, po chwili wszystko ucichło, wylazłem z tego kotła, wróciłem na pododdział, ubrałem się regulaminowo i poszedłem na stołówkę. Tam oczywiście spotkałem sierżanta, któremu prawidłowo oddałem honory, patrzył na mnie i nie był pewien, oczywiście wyparłem się że ja to nie ja, wyjaśniłem, że spóźniłem się na kolację (bo już trwała), bo zatrzymał mnie dowódca. Długo jeszcze mi się przyglądał przy każdej okazji, nawet, kiedy spotkałem go będąc już w cywilu, jeszcze mnie podejrzliwie podpytywał, czy nie miałem takiego wydarzenia. Zostawiłem go w tej niewiedzy.

Tak było dużo jeszcze ciekawych sytuacji i zdarzeń.

Skoro cię to nie nudzi, to jeszcze mi się coś związanego ze stołówka przypomniało.

W jadłospisie były dwie zupy: zupa wojskowa nr 1 i zupa wojskowa nr 2. Pierwsza to była grochówa, a druga ziemniaczana, obie zresztą smakowały podobnie, miały jednak jeden plus, dla mnie przynajmniej. Otóż w zupie tej pływało sporo kawałków boczku, przy stole siedziało nas 8, 10, czy nawet więcej, już nie pamiętam, ale moi koledzy tego boczku nie jedli więc zanim zaczęli cokolwiek konsumować, ten boczek wybierali na mój talerz, a ja z przyjemnością to zjadałem.

Przyjąłem bowiem zasadę robić wszystko, aby to wojsko w miarę dobrze przetrwać. Ważne więc było aby być sytym, co gwarantowało siłę, odpoczywać gdzie się da i w miarę możliwości migać się od wyczerpujących zajęć wojskowych w rodzaju zdobywania różnych przyczółków, musztry, marszobiegów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz